„Tam ludzie potrafią wydać wszystkie swoje pieniądze, żeby tylko pójść na mecz” – Justin Nnorom o piłce nożnej w Nigerii

źródło zdjęcia – salon24.pl

Justin Nnorom pochodzi z Nigerii, ale od ponad 20 lat mieszka w Polsce. Trafił do naszego kraju, aby grać w piłkę. Przez kilka lat reprezentował barwy Lecha Poznań. Kibice tego klubu bardzo dobrze go zresztą wspominają. W pierwszej części wywiadu porozmawialiśmy o piłce nożnej w Nigerii oraz przybliżyliśmy nieco ten najbardziej zaludniony kraj Afryki. Justin wspomina również czasy swojej młodości.  

O szaleństwie związanym z futbolem w nigeryjskim narodzie, o grze z piłkarzami światowego formatu, a także o trudnościach, które stoją przed młodymi Nigeryjczykami. Zapraszam do lektury.

Arkadiusz Brzękowski – Jak zostać profesjonalnym piłkarzem w Nigerii?

Justin Nnorom – W czasach mojej gry w Nigerii nie funkcjonowały jeszcze zorganizowane akademie piłkarskie w klubach. Najczęściej drużyna ligowa pozyskiwała młodych piłkarzy z reprezentacji młodzieżowych od lat 16 do 18. Zawodników powoływano do tych reprezentacji najczęściej po mistrzostwach szkół. Ja wówczas byłem akurat kapitanem mojej szkoły. Wygraliśmy mistrzostwa stanowe (Nigeria to bardzo duży kraj, mieszka tam około 200 milionów ludzi) i mieliśmy reprezentować region na mistrzostwach kraju do lat 16. W ten sposób dostałem się do młodzieżowej  reprezentacji Nigerii do lat 17.

Wcześniej, kiedy grałem jeszcze w szkole lokalna drużyna, największy klub województwa  zobaczył we mnie potencjał i gdy miałem 15 lat, zapewnił sobie kontrakt ze mną. Zrobili to, aby inne drużyny nie „sprzątnęły” mnie im sprzed nosa. Ja w czasie wyjazdu na ten turniej ogólnokrajowy, byłem już tak naprawdę piłkarzem tego klubu, ale niepełnoprawnym. Nie mogłem jeszcze grać w 1. lidze.

To było Lions Gboko?

Tak, tak to było BCC Lions Gboko.

Co się z nimi dzieje? Widziałem, że nie ma ich już w najwyższej lidze?

Już nawet nie istnieją. Sponsorowała ich największa nigeryjska firma produkująca cement. Około 4 lata po moim wyjeździe, zaczęły się problemy finansowe i bankructwo. Sponsor zrezygnował ze wsparcia klubu i nie miał kto przejąć BCC. Wtedy automatycznie spadli chyba do 3. ligi i zaczęli grać w ligach lokalnych. Naprawdę szkoda, bo to był klub, który wygrał nawet Puchar Zdobywców Afryki (African Cup Winner’s Cup 1990) swego czasu.

Upadek klubu to częsty problem w Nigerii, czy to bardziej kwestia sponsora?  

To kwestia sponsora. Obserwuje teraz, że kluby w Nigerii są bardziej stabilne. Lepiej płacą. Niektóre mają nawet trenerów zagranicznych. Profesjonalna liga (Premier League) stoi na bardzo dobrym poziomie, jeśli chodzi o finanse i również jakość. Na przykład dla niektórych piłkarzy z Ghany czy innych krajów Afryki niekiedy marzeniem jest gra w Nigerii.

Jakie jest zainteresowanie ligą w kraju?

Zawsze mówię – wydaje się, że na przykład Polacy interesują się piłką nożną. Z drugiej strony futbol w Brazylii czy właśnie Nigerii jest prawie jak religia. Tam po prostu ludzie potrafią  wydać wszystkie swoje pieniądze, żeby tylko pójść na mecz. Piłkarze są traktowani jak „Mali Bogowie” itd.

Pamiętam, kiedy dostałem pierwsze powołanie do młodzieżowej reprezentacji Nigerii. Po pierwszym obozie w stolicy wróciłem do siebie i dyrektor liceum czy gubernator stanu zapraszali na spotkanie – wszyscy chcieli się przywitać. To były fajne czasy.

Później my byliśmy dla tych dzieciaków, co kopały piłkę, jakby idolami. Wtedy Internet nie był tak rozwinięty. Teraz już mają możliwość dowiedzieć się i zobaczyć kim jest Messi, Lewandowski etc.

Na przykład u mnie w domu wstawałem. Jest 7 rano i mama mówi, że pod domem stoją dzieciaki, które chcą autograf albo proszą o koszulkę czy inne drobiazgi.

Fajne uczucie dla młodego chłopaka. Dużo osób chodziło w Nigerii na mecze?

Tak. Teraz stadiony są większe. Kiedy ja grałem, stadiony miały po 5-10 tysięcy pojemności. Aktualnie prawie każdy stadion w Nigerii jest wielkości co najmniej nawet 30-40 tysięcy. Inwestują w piłkę nożną.

Chyba w Polsce niewiele osób zdaje sobie sprawę skalą zainteresowania piłką w Nigerii.

Powiem ci, że teraz prawie każde dziecko w Nigerii powie – „chcę zostać piłkarzem”, a kraj jest duży, bo liczy około 200 milionów ludzi. Aktualnie kluby mają już akademie. Jest również akademia Pepsi-Cola – w różnych regionach Nigerii. Ponadto bardzo znana – Elite Sports, której główny oddział znajduje się chyba w Dubaju. My z kolei graliśmy kiedyś po prostu albo w szkole, albo na ulicy. Mieliśmy niezabrukowane ulice, więc wieczorem po szkole blokowaliśmy jedną część, stawialiśmy prowizoryczną bramkę, wybieraliśmy składy i graliśmy. Nikt nami nie kierował, nie mówił, co robimy źle. Wymyślaliśmy różne gry, na przykład – który zespół założy więcej „kanałów” i tak liczyliśmy wynik zamiast rezultatu bramek. Zabawa. To również uczyło techniki. Każdy kombinował po swojemu, próbował różne sztuczki.

Może to być problem w Polsce. Dziecko zostaje zapisane do szkółki w akademii. Chodzi na treningi, ale nie gra na podwórku i potem nie ma, gdzie się takich sztuczek być może nauczyć.

Usystematyzowane treningi są dobre, owszem. Jest jednak pewna przewaga, zwłaszcza kiedy obserwowałem ostatnie Mistrzostwa Świata. Można powiedzieć, że wszystkie kraje są na równym poziomie, jeśli chodzi o poziom wiedzy piłkarskiej. Przychodzi więc taki moment, kiedy to indywidualność robi różnicę. W ten sposób się wygrywa. Pokazała to, chociażby Argentyna. Czytałem nawet artykuł, że tam do dziś dzieciaki grają więcej czasu w piłkę na ulicy niż w zorganizowanej akademii, które mamy w Europie. Na tym zyskują często przewagę – kiwanie, drybling, gra 1 na 1.

Kraje europejskie również mają takie indywidualności, ale często pochodzą, chociażby z Afryki.

Na przykład Francja. Oglądaliśmy mecze Mundialu ze znajomymi i zaczęli mnie pytać, jak to wygląda. Mówiłem, skąd pochodzą piłkarze i ich rodzice. Na przykład Mbappe urodził się we Francji, ale nikt nie wiedział, że jego ojciec to Kameruńczyk, albo Sissoko pochodzi z Senegalu. Wspominałem również, że Zidane w drugim pokoleniu jest pochodzenia algierskiego. Oni odpowiadali ze zdziwieniem. Myśleli, że to Francuz, bo jest przecież biały. Nie wiedzieli, że jest Arabem z północnej Afryki.

Z drugiej strony jak mamy to odbierać. Przykładowo Francja jedzie na Mistrzostwa Świata i w ich jedenastce gra 7 albo 8 piłkarzy pochodzenia afrykańskiego, lub wywodzących się z francuskich kolonii jak np. Varane albo Jules Kounde. To w takim razie, to jest Francja czy jakaś globalna reprezentacja (śmiech)

A w młodzieżowej reprezentacji Nigerii grał Pan w turniejach?

Tak grałem w Mistrzostwach Afryki do lat 17. Potem mieliśmy jechać do Japonii na Mistrzostwa Świata i wtedy doznałem kontuzji. Byłem nawet w ostatecznej 25 powołanych, ale kolega musiał mnie zastąpić. Grali tam na przykład Kanu Nwakwo (Arsenal, Inter) czy Celestine Babayaro (Anderlecht, Chelsea). To byli moi koledzy.

Olisadebe również grał z Panem w kadrze młodzieżowej?

Olisadebe był z nami, ale nie załapał się do ostatecznej 25. Nawet przypominał później o tym w jednym wywiadzie, kiedy dostał polskie obywatelstwo. Mówił wtedy dziennikarzowi, że był kiedyś ze mną właśnie w tej reprezentacji. Olisadebe powiedział:

„Justin dostał ostateczne powołanie do 25-osobowej reprezentacji Nigerii, a ja odpadłem”

Wszyscy byli w szoku.

źródło zdjęcia – gazetawyborcza.pl

Patrzyłem na wyniki afrykańskiej Ligi Mistrzów w poprzednich kilku latach. Drużyny z Nigerii mają ostatnio problem z awansem do fazy grupowej. Jaka może być przyczyna?

Trudno powiedzieć. Kiedyś Nigeria była można powiedzieć fenomenem, jeśli chodzi o piłkę afrykańską. Wydaje mi się, że kiedy w pewnym momencie zaczęło pojawiać się dużo kasy, pojawiły się również problemy. Często zdarza się to w Afryce. Przez mentalność zawodnicy osiadają na laurach. Popatrzmy na mniejsze kraje (terytorialnie, również pod względem ludności) takie jak: Senegal, Wybrzeże Kości Słoniowej. Tam dzieciaki mają więcej być może motywacji, żeby coś osiągnąć, niż w „topowych” można powiedzieć krajach w Afryce. Podobny przykład RPA, gdzie poziom życia jest porównywalny z Nigerią. Mówi się, że to dwa „giganty” w Afryce. Oni też mają problemy. W ich lidze dobrze płacą w skali Afryki, jest również medialna. W Nigerii także kluby rozwijają się organizacyjnie i finansowo, ale „efekt piłkarski” jest coraz mniejszy. Nie wiem dlaczego.

Może podobnie do sytuacji Polski. Popatrzmy na sukcesy reprezentacji. W latach 70. potrafili zająć nawet III miejsce na Mundialu. Potrafili awansować z grupy bez problemu. Teraz jest więcej kasy, reklamy, piłka stała się bardziej rozpowszechniona, lepsza infrastruktura. Niby dobra organizacja, ale cały czas jakość piłkarska nie jest równomierna do wkładu finansowego. Parę dni temu leciał program, gdzie wspominano „złote czasy”. Wypowiadał się na przykład Grzegorz Lato. Oni opowiadali, że wtedy grali dla chwały, dla dumy z bycia Polakiem. Dla nich kasa była na drugim miejscu. Teraz, żeby zmotywować piłkarza, potrzeba ogromnych pieniędzy. Wszyscy myślą ile dostać, a nikt nie patrzy, że – ja pozostawię po sobie jakieś dziedzictwo. Przecież przez kolejne 20-30 lat, jeśli Polska nie osiągnie znaczącego sukcesu, dalej będziemy mówili o drużynie np. Górskiego.

Podobny problem zdarza się w Afryce. Nigeria na ostatnie 8 Mundiali kwalifikowała się 6 razy, a teraz się nie dostali.

Czy mocno przeżywali ludzie w Nigerii przegraną w barażu z Ghaną?

Był nawet wręcz bunt w niektórych miejscach. Mieli ogromną szansę i wypuścili ją z ręki. W Nigerii kibice są bardzo zagorzali. Kiedy ja grałem, nawet lokalne derby to czasem była krwawa bitwa po meczu wśród fanów. Teraz ludzie są oczywiście bardziej świadomi, wiedzą, że piłkarze są omylni. To tylko ludzie. Problemem jest, to kiedy wygrywasz bez walki i zaangażowania, wówczas kibice się buntują.

Walki i zaangażowania wymaga się chyba wszędzie.

Dokładnie wszędzie.

Ja też jestem kibicem Lecha, wspieram chłopaków. Rozumiem, jakie są trudności, żeby grać na wyższym poziomie w piłkę nożną. To są lata poświęcenia i ciężkiej pracy. Można przegrać, ale na przykład widać, że to wypadek przy pracy, piłkarze dali z siebie wszystko – każdy kibic to zrozumie. Kiedy widać lekceważącą postawę i porażki, wtedy kibice mają prawo być źli. Płacą, poświęcają swój czas, krzyczą – niektórzy muszą leczyć gardło przez parę dni. Też czasami rozumiem ich oburzenie.

Na koniec wątek „Podróże”. Czy poleci pan Nigerię jako miejsce turystyczne?

Ubolewam nad tym. Bardzo ciekawy i różnorodny kraj, jeśli chodzi o przyrodę, krajobraz, kulturę. Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego rząd nigeryjski ciągle skupia się jedynie na złożach. Nigeria ma bardzo dużo złoży naturalnych jak ropa. Nie widzą na razie potrzeby inwestowania w turystykę w Nigerii.

Znam nawet Polaków, którzy w latach 90. mieszkali w Nigerii – polskich marynarzy. Kiedy ich spotykaliśmy, pytali, co się dzieje. Mówili – przecież tu jest tak pięknie, macie niesamowitą przyrodę, plaże, ocean Atlantycki. Nikt nie rozwijał jednak infrastruktury.  

Teraz czynią małe kroczki. Jest nadal dużo do zrobienia. Na przykład Kenia czy inne północne kraje Afryki mają mniej surowców naturalnych i oni dużą część swoich działań kierują w turystykę, żeby przyciągać ludzi i zarobić. Nigeria to gaz, ropa, surowce rolnicze. Na tym się skupiają. Kraj się rozwija, ale można by poświęcić turystyce więcej czasu, żeby pokazać, że Nigeria ma coś więcej do zaoferowania.

Gdybym teraz chciał pojechać z rodziną na wakacje, to prędzej wybrałbym na przykład Kenię, a Nigerię odwiedziłbym wtedy, gdy miałbym ochotę zobaczyć znajomych i rodzinę.

wodospady Gurara

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *