„Tam byli ochroniarze z bronią, bałem się” – Jakub Kuzdra o Grecji, Warcie i nietypowej pasji

(źródło zdjęcia Interia Sport)

Jakub Kuzdra ma dopiero 27 lat, a w piłce przeżył już bardzo dużo. Otrzymał powołanie do reprezentacji młodzieżowej, grając w III lidze, wyprowadził się z rodzinnego domu w wieku 16 lat, awansował do Ekstraklasy z „Zieloną Rodziną”, a także spotkał wybuchowego prezesa, który utrudniał mu życie.

Zapraszam na I część rozmowy.

Arkadiusz Brzękowski: Nadal śledzisz „Ligi Egzotyczne”?

Jakub Kuzdra: Nadal śledzę, choć nieco mniej niż kiedyś. Doszły nowe obowiązki. Niedawno urodził mi się syn. Aczkolwiek zdarza się. Kiedy na początku mojej kontuzji po operacji (Jakub kilka miesięcy temu przeszedł operację rekonstrukcji więzadła w kostce) leżałem w gipsie w domu, zdarzało się włączyć. Nawet fizjoterapeuta się trochę ze mnie śmiał, bo przyjechał raz do mnie, przywiózł coś z klubu, patrzy, a ja oglądam ligę estońską. Ale ja to lubię. Ciekawi mnie to. Lubię wypatrywać młode talenty, wyróżniających się piłkarzy.

Teraz nieco mniej śledzę, ale nadal lubię szukać meczów, w których grają moi dawni koledzy z boiska. Na przykład w zeszłym roku zdarzało mi się oglądać ligę bułgarską, gdzie występował Kornel Osyra. W AEKu Ateny gra na przykład mój dobry kolega z Volos (Tom van Weert), były król strzelców ligi greckiej. Do dziś mamy kontakt. Czasem włączam więc AEK.

Zdarzyło się, że ktoś kogo obserwowałeś, przyszedł do twojej drużyny?

Robert Ivanov w Warcie Poznań. Wcześniej dużo śledziłem fińskiej ligi. Kojarzyłem go z Honki Espoo. To jedyny taki przypadek.

A propos Grecji. Twoja przygoda w tym kraju okazała niezbyt przyjemna. Głownie z powodu prezesa klubu z Volos. A masz może inne wspomnienia związane z tym pobytem, których wcześniej nie opowiadałeś, dobre lub złe?

(Jakub był zawodnikiem greckiego Volos NPS w roku 2021, zagrał w 1 meczu pucharu Grecji)

Do samej Grecji się nie zraziłem. Wiadomo, że to był ciężki okres. Byłem zły, że nie dostałem możliwości, aby zaprezentować swoje umiejętności. Nawet szansy nie otrzymałem. W pierwszym sparingu przegraliśmy z Utrechtem 1:6. Zagrałem w tym meczu. Następnie prezes skreślił przez tą porażkę kilku graczy. W tym mnie. Zraziłem się. Poszedłem do niego i powiedziałem –  ja mogę odejść za pół roku, ale proszę choćby o szansę.

Po kilku kolejkach nasz podstawowy prawy obrońca wypadł z gry i trener zakomunikował mi, że zagram. Po tej informacji złapałem wiarę w siebie, bardzo dobrze mi szło na treningach. Trener mnie pozytywnie nakręcał. Przyszedł też dyrektor sportowy, który utwierdził mnie w przekonaniu, że zadebiutuje. Byłem bardzo zadowolony. Rodzina pokupowała nawet streamy. Tuż przed meczem na stadionie pojawił się jednak prezes. I przychodzi do mnie trener. Przeprosił mnie i powiedział, że prezes zabronił ciebie wystawić.

Prezes Volos NPS to Achileas Beos

Podobna sytuacja wydarzyła się niedawno. Piłkarz ze Słowacji (Dominik Kruzliak) nie trafił karnego, a ten sam prezes rozwiązał z nim od razu umowę. To chyba wynika z lokalnej natury. Prezesi w Grecji są raczej „w gorącej wodzie kąpani”. Miałem z nim dużo przygód.

Po 3 miesiącach dostałem w końcu szansę w pucharze, ale on powiedział, że nie mogę grać na swojej pozycji (prawy obrońca – przyp. aut.) Zagrałem wówczas jako prawy napastnik. W sumie nie grałem źle. Koledzy z drużyny wspierali mnie, od początku złapaliśmy dobry kontakt. Wszedł jednak w przerwie meczu do szatni prezes i po 45. minutach opuściłem boisko. Wtedy już psychicznie „siadłem”. Wiedziałem, że już nic tam nie ugram. W następnym tygodniu trener wziął mnie na bok, powiedział, że mu przykro, ale nie możesz już z nami trenować. Później już tylko przez miesiąc biegałem dookoła boiska. Mimo to nie łamałem się.

Niestety jednak pensji nie dostawałem. Otrzymałem tylko pierwszą wypłatę, później nie dostałem ani razu. Stawiałem się codziennie w klubie, w biurze prezesa. On był też burmistrzem miasta. Siedziba znajdowała się w centrum Volos. Chciał rozwiązać kontrakt, ale nie chciałem się ugiąć. Widziałem, że go tym denerwuje. Było to jednak stresujące. Bałem się. Tam byli również ochroniarze z bronią. Nie była to z pewnością komfortowa rozmowa. Ponad 10 razy pojawiłem się na takim spotkaniu.

Przed świętami Bożego Narodzenia ostatecznie rozwiązałem umowę. Stęskniłem się za rodziną. Dostałem zaległe pieniądze i wróciłem do domu.

Zaraz potem dostałem ofertę z 2. ligi greckiej z Larisy. To klub z bogatą historią, w przeszłości występował tam Maciej Żurawski. Zdecydowałem się jednak na powrót do Polski. Byłem zmęczony psychicznie. Po pewnym czasie nawet trochę żałowałem. Od razu odezwało się również kilka klubów z Polski, nawet z Ekstraklasy. Była to Warta. Z żadnym klubem niestety nie doszło do porozumienia i pół roku pozostawałem bez drużyny.

A interesowały się tobą inne kluby spoza Polski?

Właśnie wtedy zgłosiło się 5-6 zespołów, ale można powiedzieć przez prywatne zawirowania, żaden transfer nie doszedł do skutku. Zostałem na lodzie.

Po pół roku dołączyłeś do Chrobrego Głogów.

Drużyna wcześniej otarła się o Ekstraklasę. Widziałem, że jest to ambitny projekt. Zawodnicy się tutaj rozwijają. To mnie skusiło.

A w kwestii drużyn. Jesteś sobie w stanie wyobrazić, że wrócisz do Warty?

Myślę, że tak. Nawet dużo razy o tym myślałem. W „Zielonej rodzinie” przeżyłem niezapomniane chwile. To byli po prostu pozytywni wariaci. Kiedy tam przyszedłem, byliśmy grupą pierwszoligowców, których mało kto cenił, oprócz Łukasza Trałki. Tu można wymienić mnie, Gracjana Jarocha, Mateusza Kuzimskiego czy Michała Jakóbowskiego. Ponadto mieliśmy kilku zawodników, którzy z Wartą przebijali się od niższych lig. Trafiła się bardzo pozytywna grupa. Nic nas nie hamowało. Nawet w Ekstraklasie nas lekceważono. Udowodniliśmy, że mamy charakter. Trenerzy Tworek, Szała czy Kubiak potrafili tą pozytywną atmosferę utrzymać. Na przykład na urodziny organizowali specjalne prezenty. Panowała rodzinna atmosfera, było naprawdę śmiesznie.

Czasem szliśmy na trening i śpiewaliśmy na przykład afrykańskie przyśpiewki. Trała też z nami śpiewał. Robert Janicki różne takie inicjatywy wymyślał. To był klimat nie do porobienia. Myślę, że Warta zajmuje przynajmniej połowę mojego serca 🙂

Trener Tworek dbał o atmosferę, z drugiej strony czy jest niedoceniany w kwestiach taktycznych?

Uważam, że jest niedoceniany. Warta była jednym z jego pierwszych klubów, które prowadził samodzielnie. Od razu wywalczył awans do Ekstraklasy, a następnie zdobył 5. miejsce w najwyższej lidze. W Śląsku z kolei późno dołączył do drużyny. Dostał we Wrocławiu mało czasu. Pryzmat Śląska zatraca pozytywny obraz trenera Tworka. Uważam go za bardzo dobrego trenera.

Wiem, że Warta nie grała ładnie dla oka, ale taka była taktyka w większości meczów – obrona i wyczekiwanie na odpowiedni moment do kontrataku. Dla mnie to były ciężkie mecze, jako obrońcy. Śmialiśmy się, że każdy zawodnik drużyny podczas meczu miał przerąbane. Tym bardziej doceniam wyczyn Mateusza Kuzimskiego, który w tamtym sezonie strzelił 10 goli. To był według mnie spory wyczyn, bo mieliśmy zwykle 1-2 akcje w meczu. Ale wygrywaliśmy. Taktycznie byliśmy naprawdę dobrze poukładani. Bezcenne okazało się doświadczenie Łukasza Trałki, który dużo podpowiadał.

Wasz przywódca na boisku.

Zapieprzał na boisku. Przeżył w Warcie drugą młodość. Był to jeden z jego najlepszych sezonów w Ekstraklasie. Dużo pomagał pod kątem mentalnym. Rozwijał nas. Pomagał innym zawodnikom.

Czy ta atmosfera pozwoliła wielu piłkarzom zanotować najlepszy okres w swojej karierze. Część z nich występuje aktualnie w niższych ligach Jakubowski, Kuzimski, Kieliba…

Byliśmy niedoceniani. Nikt nie brał Warty na poważnie. Nikt nie wierzył, że zrobimy awans do Ekstraklasy. Drużyny przed meczem z nami dopisywały sobie „3 punkty”, a my ich pokonywaliśmy.  Uważam, że byliśmy bardzo solidnymi zawodnikami. Każdy nas postrzegał przez pryzmat biednej Warty, bez stadionu.

Nie ukrywam jednak, że faktycznie nie było za bogato. Była „Zielona rodzina” i na tym głównie bazowaliśmy. Jeśli to byłby bardziej uznany klub, to po zajęciu 5. miejsca w Ekstraklasie, połowa składu zostałaby rozkupiona przez lepsze zespoły. Przykład właśnie Kuzimskiego, który strzelił w defensywnie grającej Warcie 10 bramek. Teraz jest w Raduni Stężyca. Gdyby zrobił to np. w barwach Jagielloni, mógłby teraz pewnie dalej grać np. w Turcji.

Mimo wszystko Warta wydaje się bardzo poukładanym klubem. Dopasowuje odpowiednich ludzi do swoich możliwości, dzięki czemu maksymalizują swój potencjał.

Zgadzam się. Nie ukrywajmy, że tam nie ma wielkich pieniędzy. Rzadko oferują bardzo wysokie kontrakty, ale robią transfery z głową. Bardzo często szukają zawodników „do odbudowy”. To się sprawdza do tej pory.

W takim razie czy uważasz, że w drużynie z środka tabeli I ligi zawodnik może otrzymać lepszą pensję niż w Warcie?

Myślę, że tak.

Rozmawiał Arkadiusz Brzękowski

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *