Magiczna liczba 18 – od katastrofy po Mistrzostwo kontynentu (Artykuł z 22.12.20)

Od Igrzysk Olimpijskich, przez niewyobrażalną katastrofę, po historyczny sukces.

Powyższy przekrój nie jest skrótem fabuły filmu przygodowego. To najbardziej ogólny zarys historii piłkarskiej reprezentacji Zambii.

Kiedy myślimy o silnych afrykańskich drużynach narodowych, pierwszym skojarzeniem prawdopodobnie nie będzie Zambia. Znacznie większą renomą cieszą się zespoły takie jak: Egipt, Maroko, Senegal czy Ghana, czyli kraje wielokrotnie biorące udział w mistrzostwach świata, a oprócz tego szkolące i eksportujące piłkarzy do czołowych europejskich drużyn. Zambia na udział w mundialu cały czas czeka. Pomimo tego w jej historii nie brakowało znaczących sukcesów, które stały się pięknym tłem dla tej niebanalnej historii.

Zapraszam na podróż od Seulu, przez Lusakę, aż do Gabonu. Poznajcie reprezentację Zambii w piłce nożnej.

Seul narodziny złotej generacji

Igrzyska Olimpijskie Seul. Rok 1988. To właśnie na w Korei rozegrano jeden z najbardziej pamiętnych meczów w historii Reprezentacji Zambii, która jako jedna z zaledwie trzech drużyn dumnie reprezentowała swój kontynent. Były to ostatnie igrzyska przed wprowadzeniem obowiązku gry dla piłkarzy do lat 23. W zawodach, podobnie jak teraz, brało udział 16 drużyn, które podzielono na 4 grupy. Po dwa najlepsze zespoły z każdej grupy awansowały do ćwierćfinału.

Los przydzielił Zambii – Włochy, Irak oraz Gwatemalę.

Pierwsza seria spotkań przebiegała raczej zgodnie z przewidywaniami. Włochy rozniosły Gwatemalę, a w meczu Iraku przeciw Zambii padł remis. Wtedy wydarzyło się coś, co pozostaje czarną plamą na wizerunku włoskiej piłki reprezentacyjnej. 19 sierpnia w Gwangju, mieście położonym na południowym krańcu notabene Korei Południowej, odbył się mecz Włochy – Zambia. Drużyna z półwyspu Apenińskiego zaledwie kilka miesięcy wcześniej dotarła do półfinału mistrzostw Europy. Zaznaczmy, że w drużynie olimpijskiej znajdowało się zaledwie pięciu piłkarzy, powołanych na uprzednie Euro. Nie zmienia to faktu, że na boiskach w Seulu występowali gracze renomowanych klubów takich jak: Juventus, AC Milan czy AS Roma.

Historyczne zwycięstwo

Równo o 17 sędzia Keith Hackett z Anglii rozpoczął mecz. Już od początku spotkania, dość niespodziewanie to drużyna z Afryki przejęła inicjatywę na boisku. Pomimo aktywności w polu karnym Włochów liczne strzały lądowały, co najwyżej w rękawicach bramkarza Stefano Tacconiego.

Tendencja zmieniła się w okolicach czterdziestej minuty. Kalusha Bwayla (jeden z głównych bohaterów tej opowieści), uderzył ze skraju pola karnego. Piłka co prawda ponownie odbiła się od golkipera, jednak zaledwie sekundę później wylądowała w siatce. Zszokowani piłkarze z Europy nie podnieśli się w drugiej połowie, a na dodatek stracili jeszcze trzy gole. Hat-trickiem popisał się wspomniany Kalusha Bwayla, który za rok 1988 otrzymał nagrodę najlepszego piłkarza Afryki, a aktualnie jest uważany za najwybitniejszego zambijskiego gracza w historii. Końcowy wynik brzmiał: Zambia 4 Włochy 0. Szok i niedowierzanie w Italii.

Do dziś wynik budzi podziw. Właśnie wtedy świat dowiedział się, że Zambia potrafi grać w piłkę. Drużyna z Seulu uważana jest za „złotą’’ generację piłkarzy z tego środkowoafrykańskiego kraju. Ich sukcesy miały jednak dopiero nadejść.

Fazę grupową Zambia zakończyła zwycięstwem 4-0 z Gwatemalą. Drużyna Chipolopolo, co w wolnym tłumaczeniu oznacza miedziane pociski, awansowała do ćwierćfinału, gdzie ostatecznie musiała uznać wyższość reprezentacji RFN. Mimo braku medalu końcowy rezultat został odebrany jako duży sukces i dobry prognostyk na przyszłość.

Od Igrzysk minęło zaledwie 35 lat, a niestety aż ośmiu uczestników Igrzysk pożegnało się z tym światem, większość zaledwie pięć lat po turnieju w Seulu.

Początek lat 90-tych.

Reprezentacja Zambii notowała stały progres. Niewiele brakowało jej, aby awansować na Mistrzostwa Świata we Włoszech w 1990 roku. W tym samym roku drużyna zajęła trzecie miejsce na Pucharze Narodów Afryki, a dwa lata później zakończyli zmagania w kontynentalnym czempionacie na ćwierćfinale. Wszystko toczyło się harmonijnym tempem, aż do roku 1993.

Tak jak zostało wspomniane, Zambia nigdy nie zagrała na mistrzostwach świata. Pokolenie piłkarzy grających na przełomie lat 80. i 90. zaczęło odnosić znaczące sukcesy, ich popularność rosła nie tylko w  Zambii, ale również na całym kontynencie afrykańskim. Ta obiecująca drużyna miała wykorzystać pełnię swojego potencjału, kwalifikując się na mundial w Stanach Zjednoczonych zaplanowany na rok 1994. Było naprawdę blisko…

W pierwszej fazie kwalifikacji Zambia uporała się z Madagaskarem, Namibią i Tanzanią. Imponująca ofensywa, która dyrygował Bwayla Kalusha znacząco pomogła przedostać się do rundy finałowej. Tam los przydzielił Zambijczykom – Maroko i Senegal. Zadanie nie było łatwe, tylko zwycięzca otrzymywał wymarzony bilet do USA. Jedną z ostatnich, a zarazem kluczowych misji, w kontekście awansu na mundial, miała być podróż do Dakaru na mecz z miejscowym Senegalem. Cały naród zaczynał żyć płonną nadzieją na pierwszy, historyczny awans. Sami piłkarze każdego dnia napędzali się, wierząc w końcowy sukces.

Katastrofa

Drużyna chipolopolo zyskiwała coraz większy rozgłos, mimo to pogłębiający się kryzys sprawił, że zambijskiej federacji piłkarskiej nie było stać na czarterowane loty po całym kontynencie. W zamian reprezentacja otrzymywała od rządu stary model wojskowego samolotu Buffalo. Ta konkretna maszyna już wcześniej dostarczała problemów. Piłkarze wsiadając na pokład, nie czuli się całkowicie pewnie. Kłopoty pojawiały się, chociażby podczas wcześniejszej podróży na Madagaskar, gdzie piłkarze byli zmuszeni zakładać ochronne kamizelki. Już wtedy mówiono pół żartem, pół serio – „ta maszyna nas kiedyś zabije’’

27 kwietnia 1993 – 23:44

Pilot, który dzień wcześniej powrócił wraz z drużyną Zambii z odległego Mauritiusu, zaplanował trzy międzylądowania w drodze do Senegalu. Już pierwszy przystanek w Brazzaville (stolica Kongo) wykazał pewne nieprawidłowości w działaniu maszyny, mimo wszystko lot postanowiono kontynuować. Drugą przerwę przewidziano w stolicy Gabonu – Libreville.

Wszystko przebiegało zgodnie z planem, jednak tuż po starcie silnik wojskowego Buffalo zaczął się palić. Pilot nie był w stanie nic zrobić i kilka minut po starcie, samolot spadł do morza u wybrzeży Gabonu.

Katastrofy nikt nie przeżył. 18 piłkarzy, sztab szkoleniowy, dziennikarze oraz 5 członków załogi – łącznie 30 osób.  Marzenia całego narodu w jednym momencie legły w gruzach. Życie stracili bohaterowie, którzy swoimi występami, dawali swoim rodakom nadzieję na lepsze życie. Szok, smutek i niedowierzanie – te słowa nawet w najmniejszym stopniu nie opisują skali tragedii, z jaką musiała zmierzyć się Zambia.

Drużyna Zambii, która zginęła w katastrofie:

Światowe media rozpoczęły rozpowszechnianie wiadomości o katastrofie, jednak Zambijczykom pogodzenie się z tym okropnym faktem przychodziło niezwykle trudno.

Na liście ofiar zabrakło dwóch bardzo ważnych członków drużyny „zielonych”. Kalusha Bwayla występował wówczas dla holenderskiego PSV Eindhoven. Do Afryki miał przylecieć prosto z Europy, gdzie dopiero w Senegalu powinien spotkać się ze swoimi kolegami z reprezentacji. Do spotkankia nigdy już niestety nie doszło.

Charles Musonda, który grał wówczas w Anderlechcie nie znalazł się na pokładzie z powodu kontuzji.

Ponadto samolotem lecieć miał jeden z dziennikarzy Bennett Mulwanda Simfukwe, kiedy dotarła do niego wiadomość o katastrofie, wstrząśnięty miał wykrzyczeć – „Ja miałem być w tym samolocie !„

Polski wątek

Derby Makinka  –  członek drużyny olimpijskiej z Seulu. Na początku 1992 roku, po zakończonym Pucharze Narodów Afryki trafił do polskiej ekstraklasy. Na podpisanie kontraktu z reprezentantem Zambii zdecydował się aktualny mistrz kraju Lech Poznań. Duży udział w transferze miał jedyny Polak, który kiedykolwiek pracował na stanowisku selekcjonera reprezentacji Zambii – Wiesław Grabowski. Jest duża szansa, że nazwisko Makinka słyszycie po raz pierwszy. Nic dziwnego. Zawodnik Ekstraklasy nie podbił, a swój dorobek zakończył na trzech meczach. Dobry technicznie, jednak słaby fizycznie. Tacy piłkarze często ginęli w naszej „wyrobniczej” lidze. Po pół roku przeniósł się do Arabii Saudyjskiej.

Po katastrofie

Na pogrzebie zrozpaczony naród opłakiwał tragicznie zmarłych piłkarzy. Poruszającą przemowę, w formie modlitwy, wygłosił ówczesny prezydent Zambii – Frederick Chiluba, który w pewnym momencie po prostu się rozpłakał . Trudno się dziwić.

Najlepsze uhonorowanie

Czas się nie zatrzymuje, a tuż po tragedii trzeba było zbudować nową drużynę, która dokończy eliminacje. Fundamentem nowej reprezentacji pozostali Kalusha Bwayla i Charles Musonda. Nowy zespół zaskoczył wszystkich. Pokonał Maroko, wygrał i zremisował z Senegalem. Ostatecznie na zakończenie kwalifikacji uległ minimalnie Maroku. Zaledwie punktu brakło do historycznego awansu. Do sukcesu zabrakło niewiele, jednak podniesienie się po tak katastrofie tego kalibru zasługuje na szacunek, jeśli dołożymy jeszcze wydarzenie z roku kolejnego.

Puchar Narodów Afryki w Tunezji 1994

Nowa drużyna ponownie zszokowała cały świat. Pokonali na swojej drodze Wybrzeże Kości Słoniowej, Senegal czy Mali, a chipolopolo dotarli aż do finału ! Finału (sic!).

Wyrównali najlepszy dotychczasowy wynik kraju w PNA. W decydującym starciu Zambia minimalnie uległa Nigerii, mimo to rezultat był fantastyczny. Ludzie w całym kraju ponownie odnaleźli radość w piłce nożnej.

Ówczesna generacja piłkarzy pokazała klasę również dwa lata później. Na Mistrzostwach Afryki 1996 drużyna Zambii zajęła trzecie miejsce. Na kolejne sukcesy przyszło krajowi ze stolicą w Lusace czekać naprawdę długo.

Okres przejściowy

Przez następne niemal dwie dekady Zambia popadła w przeciętność. Co prawda, regularnie grała w Pucharze Narodów Afryki, jednak bez większych sukcesów. Wszystko zmieniło się 22 października 2011 roku. Dokładnie wtedy stery nad reprezentacją Zambii ponownie przejął Francuz Herve Renard. Postać, którą zdecydowanie możecie kojarzyć.

Droga do niespodziewanego triumfu

Pierwszym etapem Pucharu Narodów Afryki są eliminacje. Przed turniejem w 2012 roku, aby uzyskać awans, Zambia musiała wygrać grupę. Nie było to łatwą sztuką, bo pomimo wojny domowej, drużyna Libii radziła sobie nadzwyczaj dobrze. Ostatecznie oba zespoły znalazły się na turnieju. Zambia grupę wygrała, a drużyna z kraju Kaddafiego awansowała dzięki klasyfikacji drugich miejsc. Organizacji Mistrzostw Afryki podjął się Gabon oraz Gwinea Równikowa.

Powiedzmy sobie szczerze, Zambia 2012 nie miała praktycznie żadnych gwiazd pokroju chociażby Didiera Drogby, Samuela Eto’o czy Pierre Emericka Aubameyanga. Jej siłą był kolektyw. Trener Renard stworzył bardzo zgrany zespół, który zawsze „szedł za sobą w ogień”. Zawodnicy grali przeważnie w swojej rodzimej lidze, niektórzy przywdziewali trykoty drużyn z RPA, czy też TP Mazembe z Demokratycznej Republiki Konga. Tylko dwóch występowało w Europie.

W turnieju udział brało 16 drużyn. Zambię przydzielono do grupy A wraz Senegalem, z gospodarzami – Gwineą Równikową oraz wspominaną wcześniej Libią. Po dwóch skromnych zwycięstwach oraz jednym remisie Chipolopolo wygrali grupę, i zrealizowali plan minimum. Następnie na drodze drużyny Herve’a Renarda stanęły Sudan oraz Ghana. Po bardzo emocjonujących meczach Zambia po niemal dwóch dekadach przerwy powróciła do finału Mistrzostw Afryki. Zwłaszcza piłkarze pokonanej Ghany wyglądali na naprawdę zszokowanych. Przecież tamta Ghana ledwie 2 lata wcześniej dotarła do najlepszej ósemki na mundialu. Dotychczas wszystkie swoje spotkania Zambijczycy rozgrywali w Gwinei Równikowej, jednak finał zaplanowano na terenie kraju drugiego organizatora zawodów.

Historia zatoczyła koło

Spotkanie finałowe miało odbyć się w stolicy Gabonu Libreville… zaledwie kilka kilometrów od miejsca pamiętnej katastrofy samolotu. Przeciwnikiem okazało się posiadające doświadczone gwiazdy Wybrzeże Kości Słoniowej. Mało kto stawiał na drużynę chipolopolo.

Przed decydującym starciem drużyna wybrała się na plaże, nieopodal której w 1993 roku rozbił się samolot. Czy można było lepiej zmotywować piłkarzy? Tytuł mistrzowski byłby najpiękniejszym upamiętnieniem pionierskiej drużyny, której żywot zakończyła tragedia sprzed niemal 20 lat.

Mecz 12 lutego 2012

Motywacja motywacją, przeciwnik absolutnie z najwyższej półki, samym gryzieniem trawy meczu nie da się wygrać. Od początku spotkania przy linii bocznej trener Herve Renard nerwowo podrygiwał swoimi podopiecznymi. Mijały minuty, a piłka nie mogła znaleźć drogi do żadnej z bramek. Wszystko miało zmienić się w okolicach siedemdziesiątej minuty. Nyambe Mulenga sfaulował w polu karnym Didiera Drogbę. Sam poszkodowany podszedł do „jedenastki”, jednak przestrzelił. Nieprawdopodobne, ale Zambia cały czas pozostawała w grze. Ostatecznie przez 120 minut nikt nie zdołał wpakować piłki do siatki. Do wyłonienia zwycięzcy potrzeba było rzutów karnych.

Karne

Każdy marzył o końcowym triumfie. Pierwsze siedem serii rzutów karnych wykonywano bezbłędnie. Wtedy nadszedł czas na dobrze znanego Kolo Toure. Zawodnik WKS uderzył zbyt lekko i bramkarz rywala obronił, co za tym poszło, tylko jeden strzał dzielił Zambię od nieprawdopodobnego zwycięstwa. Mimo szansy, presji nie wytrzymał Rainford Kalaba, strzelił w trybuny. Zabawa toczyła się dalej. W takich momentach przewaga psychologiczna jest zdecydowanie po stronie drużyny, która otrzymała drugie życie, ale Gervinho również nie trafił. Kolejną jedenastkę musiał wziąć na swoje barki Stoppila Sunzu. Strzelił w prawy róg, bramkarz poszedł w lewy. Na stadionie zapanowała euforia i ponowne niedowierzanie. Historia zatoczyła koło w wyjątkowy sposób. Największy sukces w historii zambijskiego futbolu odniesiono nieopodal miejsca, gdzie ta historia miała się zakończyć. Scenariusz, który napisać mogło jedynie życie.

Euforia

Tym razem naród Zambii poczuł skrajnie odmienne emocję niż w 1993. Bohaterów czekało pięknie przywitanie w ojczyźnie. Kapitan Chris Katongo został uznany za najlepszego gracza turnieju, a dla trenera Herve’ a Renard był to początek bardzo ciekawej trenerskiej kariery. Na mundialu w 2018 roku prowadził kadrę Maroka, a na MŚ 2022 poprowadził Arabię Saudyjską.

Magiczna liczba 18

  • 18 piłkarzy zginęło w katastrofie samolotu.
  • 18 lat dzieli zwycięstwo w PNA od tragedii u wybrzeży Gabonu.
  • 18 karnych było potrzeba do wyłonienia zwycięzcy Mistrzostw Afryki.

Nieprawdopodobne. Zambijczycy uważają 18 za magiczną liczbę. Być może jest w tym ziarnko prawdy.

Efekty sukcesu

Niestety Zambia nie potrafiła przekuć tego sukcesu, aby na dłużej zadomowić się w afrykańskiej czołówce. Na Mistrzostwa Świata nadal nie udało się jej awansować. Od 2012 roku Zambia nawet nie wyszła z grupy podczas Pucharu Narodów Afryki. Na ostatnie dwa turnieje w ogóle nie awansowała. Nadzieja na lepszą przyszłość jest znikoma.

Co stało się z piłkarzami po tym sukcesie?

Większość zawodników grających dla Zambii była już doświadczona. Żaden z piłkarzy nie rozwinął swojej kariery na tyle, aby dziś cieszył się sławą na całym świecie. Warto powtórzyć to jeszcze raz. Osiem lat temu wygrała przede wszystkim DRUŻYNA. Można jedynie zaznaczyć, że kilku zawodników przeprowadziło się do lepszych lig, gdzie mogli godnie zarobić i wykazać się przez cały sezon na tle silnych przeciwników.

Przykłady piłkarzy, którzy grali w Europie

Stopilla Sunzu – wykonawca ostatniego rzutu karnego przeprowadził się do Francji, gdzie występował w barwach chociażby Lille. Na swoim koncie ma 50 meczów w Ligue 1. Aktualnie gra w Chinach.

Chisamba Lungu – ostatnie kilka lat spędził w Rosji. Grając dla Urala Jekaterynburg – zagrał prawie 100 meczów w tej wschodnio-europejskiej lidze. Ponadto przez rok występował w Turcji.

Nathan Sinkala – zanotował dwa krótkie epizody w Europie. Reprezentował barwy Sochaux oraz Grasshopers Zurich.

Christopher Katongo – MVP mistrzostw występował w Europie jeszcze przed rozpoczęciem turnieju. W 2012 miał już 30 lat. Karierę kończył w RPA.

Emmanuel Mayuka – Grał w Anglii, Izraelu, czy Francji. W barwach Southampton zanotował nawet 16 meczów w Premier League.

Zakończenie

Musicie przyznać, że dzieje reprezentacji Zambii są, co najmniej nieszablonowe. Od straszliwej katastrofy, która zabiła marzenia prawdopodobnie najlepszej generacji piłkarzy w historii tamtejszego futbolu, do nieoczekiwanego zwycięstwa osiemnaście lat później. Dziękuję każdemu, kto dotarł do tego momentu tekstu.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *