Polscy bohaterowie – „Nasi Chłopcy” w Bredzie
30 października 1944 polscy żołnierze wyzwolili Bredę.
Oprawa kibiców NAC Breda stała się inspiracją do zgłębienia historii polskich wyzwolicieli tego brabanckiego miasta. W dalszą część opowieści o bohaterach II Wojny Światowej zabierze nas pani Bożena Rijnbout-Sawicka, która w Bredzie oraz w Holandii mieszka od ponad 40 lat. Czas na lekcję historii, jaką trudno znaleźć w internetowych encyklopediach.
(W linku na końcu artykułu znajdziecie pierwszy rozdział opowieści o Bredzie)
Arkadiusz Brzękowski: Polska Dywizja Pancerna wyzwoliła Bredę. Jak w świadomości mieszkańców miasta kreuje się pamięć o polskich bohaterach?
Bożena Rijnbout-Sawicka: Mój mąż pochodzi z Bredy. Był wojskowym i przez długi czas mieszkaliśmy poza Bredą. Właściwie dopiero w 2008 roku wróciliśmy tu na stałe. W całej Holandii niewielu ludzi wie, że Bredę i dużą część kraju wyzwolili m.in. Polacy. W Bredzie nazywają ich „Nasi Chłopcy” („Onze Jongens”). Kiedy przyjechałam tutaj w 1981 roku, prawie co drugi mieszkaniec wspominał mi, że u nich podczas wojny zakwaterowany był jakiś Polak. Rzucali mi nazwiskami, których nie znałam itd.
Wróćmy do żołnierzy. To, że w czasie wojny u ludzi zakwaterowani byli Polacy, już stworzyło wielką więź. Front stanął, żołnierze nie mieli sprzętu. Antwerpia niby pozostawała już wyzwolona, jednak port nie do końca i nie było możliwości dostawy tego sprzętu. Od końca października 1944 do około końca Marca 1945 polscy żołnierze byli tutaj w Bredzie, u ludzi po mieszkaniach. Stąd walczyli i wyskakiwali w różne miejsca. To byli młodzi chłopcy – urodzeni w 1925 czy 1926 roku. Kiedy kończyła się wojna, mieli po 20 lat. Krew w nich więc buzowała. Oglądali się za dziewczynami. Nasi chłopcy zyskiwali aprobatę u miejscowej płci przeciwnej, to również sprawiło, że wielu pozostało w Bredzie po wojnie. Mieli dobre ubrania czy pożądane towary – chociażby papierosy.
gen. Stanisław Maczek na zdjęciu
Muzeum gen. Maczka
W 2007 roku zaczęłam pracować w muzeum gen. Maczka. Muzeum przez ostatnie prawie 5 lat pozostawało zamknięte, ale od pewnego czasu działa ponownie. Siedziba początkowo znajdowała się na terenie jednostki wojskowej. Założyło je dwóch panów. Jednym z nich był Joos van Alphen. Miał on 6 czy 7 lat, kiedy skończyła się wojna. Drugi nazywał się Tom Peeters. Facet tak bardzo uwielbiał Polaków, że napisał o nich kilka książek. Co więcej, Polakom przedstawiał się jako Tomek Piotrowski.
Panowie już wcześniej walczyli o pamięć o polskich żołnierzach
Mogiły poległych polskich żołnierzy, które znajdowały się w Bredzie miały wygrawerowane pseudonimy. Nie mieli na grobach prawdziwych nazwisk. Dlaczego? Zadajmy sobie więc najpierw inne pytanie – dlaczego Francuzi czy Anglicy są ta bardzo wysławieni po udziale w II Wojnie Światowej? Bo kiedy wszystko się skończyło, witano ich w krajach jako bohaterów. Ich narody zawdzięczały im bardzo wiele. W Polsce nie. Nasz kraj stał się komunistyczny. W podręcznikach przez długi czas pozostawała informacja, że Polskę wyzwoliła Rosja, a my tak naprawdę byliśmy pod zaborami. Ówczesnym władzom nie pasowali wielcy bohaterowie „na zachodzie”, którzy tam pozostali. Ja uczyłam się, że Maczek czy Sosabowski byli wrogami Polski – zachodni szpiedzy czy inne takie określenia. Oni nie mogli wrócić do Polski. Joos i Tom powiedzieli sobie, że zrobią wszystko, aby na mogiłach Polaków pojawiły się prawdziwe nazwiska. Dopięli swego dopiero w latach 80. XX wieku. Stało się to tak długo po zakończeniu wojny, żeby nie narazić rodzin żołnierzy na potencjalne problemy.
Wspomnienie Joosa z końca wojny
Joos siedział w piwnicy, słyszał, że wojna zbliża się do końca. Pojawiły się plotki, że prawdopodobnie miasto zostało wyzwolone. Ktoś nagle podszedł do drzwi. Joos usłyszał rozmowy w języku niemieckim, przestraszył się. Przy progu domu pojawili się jednak przedstawiciele Czerwonego Krzyż i potwierdzili, że Breda jest wolna. Okazało się, że przy drzwiach stali Ślązacy, którzy komunikowali się również po niemiecku. Wielu wyzwolicieli pochodziło właśnie z tego regionu Polski.
Tom Peeters – „Jeszcze Polska nie zginęła”
W pewnym momencie pracowałam ponad 25 lat w dużej firmie ubezpieczeniowej. Był tam taki młody chłopak około trzydziestki z Bredy. W okolicach Świąt Bożego Narodzenia powiedział mi, że on śpiewa w chórze i zna polskie piosenki. Myślę sobie – pewnie jakaś „Cicha Noc”. On nagle zaczyna na korytarzu nucić „Jeszcze Polska nie zginęła”. Okazało się, że Tom Peeters, który pracował jako nauczyciel w Bredzie – uczył miejscowe dzieci naszego hymnu. Tom pokazywał zresztą nagranie, jak 400 dzieciaków w latach 80. na głównym rynku śpiewa Mazurka Dąbrowskiego.
Nowoczesne muzeum Breda
Właśnie między innymi z powodu muzeum wizytowałam wraz z burmistrzem Bredy w Warszawie. Muzeum otwarto w 2020 roku. Bardzo nowoczesne. Kosztowało prawie 2 miliony euro. Dzięki Polsce, Ministerstwu Kultury i dzięki pomocy Muzeum Historii Polski powstała w nim ogromna ściana multimedialna, której koszt to ponad 200 tysięcy euro.
Miejsce nazywa się teraz właściwie Maczek Memorial Breda. Dlaczego? Ponieważ w typowym muzeum mamy eksponaty, a my mówimy, że opowiadamy historię o ludziach – którzy polegli, walczyli i zostali tutaj. Przykładowo na ścianie multimedialnej jest mapa Europy, gdzie możesz śledzić drogę każdego z żołnierzy I Dywizji Pancernej – ile kilometrów przebył i jak trafił do Willemshaven. Miejsce jest imponujące. Zapraszam serdecznie.
Polscy żołnierze na uchodźstwie
Kiedy zaczęłam pracę w muzeum ponad 15 lat temu, żyło wówczas jeszcze około 8 polskich wyzwolicieli. Niestety nie mieli statusu weterana zarówno w Holandii, jak i w Polsce. Bolało mnie to bardzo. Założyłam więc fundację – „Serce Polski”. Chciałam, aby ci żołnierze (którzy jeszcze zostali) zyskali status weterana, aby ktoś się nimi zaopiekował. Oni odwiedzali nas w muzeum. Pamiętam, chociażby, kiedy mieliśmy otwarte w niedziele, żołnierze przyjeżdżali, przywoziłam wiśniówkę, częstowałam ich małym kieliszkiem (żeby łatwiej wejść w tryb języka polskiego), a potem gawędziliśmy sobie. Zaczęłam zatem wydzwaniać do Urzędu do spraw Kombatantów i osób represjonowanych. Oni mnie zbywali i tłumaczyli, że trzeba zgłosić się do Instytutu Sikorskiego w Londynie, bo tam są wszystkie dokumenty, tych którzy pozostali na zachodzie. Ja potem mówię – „To są ludzie, którzy mają ponad 80 lat. Pan minister do nich przyjeżdża – zdjęcia, uściski dłoni, artykuły w krajowych mediach, a nie da im się załatwić statutu weterana.”.
Dzięki naszym wysiłkom ostatecznie się udało. Przykro mi było, że poległych wspominano z honorami, a o dalej żyjących zapomniano. Zwłaszcza że żołnierze potworzyli w Holandii rodziny i ciężko harowali. Tak jak mówię, ostatecznie otrzymali status weterana. Przykładowo Roman Figiel (zmarł około 2 lata temu) miał legitymację weterana, a na dodatek wywalczyliśmy dla niego symboliczne 400 złotych renty z ZUSu. Dało to nam i naszej fundacji dużą satysfakcję.
Rocznica wyzwolenia Bredy
Nasza fundacja prężnie działa. W 2019 roku w 75. rocznicę wyzwolenia Bredy odbyły się dwie wielkie imprezy. Świętowaliśmy cały miesiąc, również w rocznicową sobotę „Serce Polski” organizowało wydarzenia. Wówczas na rynku w mieście pojawiło się 10 tysięcy ludzi, orkiestra, przemarsze. Następnie w wielkim teatrze „Chasse” odbył się koncert na 1400 osób. Występował zespół reprezentacyjny Wojska Polskiego. Ludzie byli zachwyceni. Poprosiłam wówczas podczas przemówienia, aby powstali weterani i potomkowie wyzwolicieli – wstała ponad 1/3 ludzi. Był to również bardzo piękny i wzruszający moment.
Następnie co roku w niedzielę odwiedzamy groby żołnierzy i dziękujemy tym, którzy polegli.
W 75. rocznicę wyzwolenia Bredy do miasta przyjechał również prezydent RP i spotkał się z holenderskim Królem. Miało to miejsce we wtorek i nazwę to typowym spotkaniem głów państwa – bardziej oficjalna uroczystość.
Historia o Oberlangen
Po Powstaniu Warszawskim ponad 1700 kobiet żołnierek wywieziono do obozu jenieckiego w Oberlangen. Miejscowość leży zaraz przy granicy Niemiec z Holandią. Polscy żołnierze kontynuowali wówczas misję wyzwoleńczą, stacjonowali w pobliżu i usłyszeli, że znajduje się tam obóz jeniecki, gdzie przebywają polskie kobiety. Dowiedzieli się również, że ma zostać zlikwidowany (oznaczało to w praktyce wywóz więźniów do obozu koncentracyjnego, lub ich zabicie). 12 kwietnia 1945 roku możemy więc nazwać symbolicznym wyzwoleniem Polski. Obóz wyzwolili właśnie polscy żołnierze. Kobiety początkowo nie wiedziały, kto je uwolnił. Myślały, że Anglicy (nosili angielskie mundury) lub Amerykanie. Okazało się, że tam ojcowie znajdowali swoje córki, bracia swoje siostry, nawet małżeństwa się w Oberlangen odnalazły. Wyjątkowa historia.
Ślady Maczkowców w Bredzie
W 1954 roku powstały 3 duże monumenty w samym centrum m.in. pomnik dwóch orłów. Później w 2014 roku stworzyliśmy makietę o Maczku, w miejscu, gdzie odbyła się msza na 11 listopada w 1944 roku (Dzień Niepodległości).
W mieście stoi także niemiecki czołg podarowany w prezencie po wojnie, przez Polaków. Anglicy przyjechali w latach 60-70 XX wieku i chcieli go od środka wyczyścić. Zabrali ze środka motor, który jest teraz warty chyba 100 tysięcy euro.
Jest również kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej. Wygląda jak kościół na dużym trawniku. Jeśli staniesz 20 metrów na wprost od kaplicy, po dwóch stronach widać szeregi drzew, które jakoby tworzą nawę prowizorycznego kościoła, a na samym końcu stoi właśnie kaplica Maryi. Powstała w 10. rocznicę wyzwolenia. I Dywizja Pancerna złożyła się na stworzenie tego miejsca.
W Bredzie stoi także kościółek z XIV wieku. Podczas wojny biskup Bredy nawoływał mieszkańców wszystkich parafii do modlitwy, aby Breda nie została zniszczona. Powiedział, że jeśli miasto zostanie oszczędzone, to nazwie kościół imieniem Maryi Panny. Musiał dotrzymać słowa. Na niektórych witrażach w kapliczce widnieje wjazd polskiego generała do miasta czy też polski orzeł.
Ciekawostka – miastem partnerskim Bredy jest Wrocław.
Wdzięczność Holendrów
Maczkowcy obeszli miasto łukiem i weszli do Bredy od północy, nie od zachodu. Zaskoczyli tym manewrem okupanta, dzięki czemu wyzwolili miasto, unikając poważniejszych uszkodzeń, za co Holendrzy do dzisiaj okazują wdzięczność.
Maczkowcy w Polsce zapomniani?
Tak, ale to jest podobnie, jak z całą historią. Nie wszystkim cała historia pasuje. Choć uważam, że teraz powstaje dużo blogów, pojawił się szereg młodych ludzi, którzy śledzą, interesują się i piszą na ten temat. Powielają historię tych wszystkich żołnierzy. Może oni trafią do większego grona odbiorców.
Tak jak mówię, kiedy oprowadzam wycieczki po muzeum. „Słuchajcie, po co my tu o tym mówimy? Żeby się chwalić? Myślę, że przede wszystkim dlatego, aby nic podobnego się już nie powtórzyło.” – Bożena Rijnbout Sawicka.
Rozmawiał Arkadiusz Brzękowski