„Hapoel to czołowy klub ligi” – Bartosz Tarachulski
photo source – ytfcpics.co.uk
Bartosz Tarachulski w Hapoelu Beer Sheva występował przez jeden sezon. Trafił do Izraela w 2002 roku. Jak wspomina tamten czas? Gdzie spotkał aktualnego trenera Hapoelu? Dlaczego w Izraelu trenują o dość nieoczywistej porze?
Właśnie Hapoel Beer Sheva będzie najbliższym rywalem Lecha Poznań w Lidze Konferencji Europy. Spotkanie odbędzie się 6 października na stadionie przy ulicy Bułgarskiej

Kiedy grał Pan w Izraelu, sporo innych polskich piłkarzy obrało ten kierunek.
Bartosz Tarachulski – Czy dużo? Ja w drużynie występowałem z Remikiem Jezierskim. Byli też Andrzej Kubica (Beitar Jerozolima) i Grzegorz Wędzyński (Hapoel Riszon le-Cijjon). Wcześniej grał Marek Citko (Hapoel Beer Sheva), także kilku zawodników faktycznie było.
Jak Pan w ogóle trafił do Izraela? Znalazłem informację, że Hapoel wcześniej Pana obserwował.
No tak. Przedstawiciele tego klubu pojawili się na meczu Wisła Kraków – Polonia Warszawa. Polonia wygrała 4:2. Ja strzeliłem dwa gole i po tym meczu klub zainteresował się moją osobą.
Pobyt w Izraelu – 5. miejsce w lidze, finał pucharu, ale przegrany z drugoligowcem. Jak Pan oceni ten czas?
Muszę powiedzieć, że mieliśmy bardzo udany sezon. Hapoel Beer Sheva wcześniej raczej kończył sezon w środku tabeli. Natomiast tutaj tak jak Pan wspomniał: zajęliśmy 5. miejsce i naprawdę dużo trudnych meczów wygraliśmy. Jedyne rozczarowanie to właśnie ten finał Pucharu Izraela. Wcześniej, w drodze do finału, pokonaliśmy Maccabi Tel Aviv, później Maccabi Haifa. 2 kluby, które dominowały wtedy w lidze. Grały również regularnie w pucharach. To był nasz spory sukces i nie ukrywam, że byliśmy faworytem meczu finałowego. Natomiast niestety. 1:1 w regulaminowym czasie, dogrywka i później w rzutach karnych niestety przegraliśmy ten puchar. To było rozczarowanie. Jeśli chodzi o wyniki w lidze, to było miłe zaskoczenie dla klubu, bo naprawdę dobrze sobie radziliśmy.
Wtedy Hapoel nie był w czołówce, jak ma to miejsce teraz.
To był pierwszy taki sezon, gdzie drużyna spisywała się aż tak dobrze.
Można powiedzieć, że rozpoczął Pan ścieżkę sukcesów tego klubu. Jednak najważniejszy moment miał miejsce kilka lat po Pana odejściu, kiedy aktualna właściciel zakupiła Hapoel.
To prawda. Teraz Hapoel znajduje się w zupełnie innej sytuacji. To jest czołowy klub ligi. Gra regularnie w europejskich pucharach.
Wróćmy do Pana pobytu w Izraelu. Grał Pan z aktualnym trenerem Hapoelu Elyanivem Bardą, który wtedy był młodym piłkarzem. Pamięta Pan? Zdaje się, że graliście na tej samej pozycji.
Dokładnie. Graliśmy często razem w ataku. Ja pamiętam Bardę doskonale. To był wtedy bardzo młody chłopak, wchodził dopiero do zespołu. Już wtedy był nadzieją izraelskiego futbolu. Reprezentował wysoki poziom. Przyszłość stała przed nim otworem. Było widać, że jest bardzo dobrym napastnikiem. Jego występy w reprezentacji potwierdzają, że ta kariera się bardzo dobrze rozwinęła.
Później wrócił do klubu i osiągnął z klubem historyczne sukcesy jako piłkarz. Stał się ikoną Hapoelu. Jeśli teraz powtórzy osiągnięcia w pracy trenera, to miano legendy klubu będzie chyba adekwatne?
Na pewno tak. Życzę mu, żeby równie dobrze spisywał się jako trener i odnosił duże sukcesy.
Beer Sheva leży na południu kraju, które jest postrzegane jako biedniejszy region. Miasto otacza pustynia. Podróżował Pan po całym Izraelu np. na mecze wyjazdowe. Czy było widać, że jest to biedniejszy region?
Na pewno nie. Nie odczułem tego. Beer Sheva jest położona bardzo blisko Morza Martwego, niedaleko również do Elyajtu czy też Morza Śródziemnego. Naprawdę bardzo ładnie położne miasto. Nie odczuwałem, żeby była to biedniejsza część kraju.
Natomiast w tamtym czasie zaogniony był konflikt izraelsko-palestyński. Czasami coś się działo. To jedyny minus. Ja generalnie wspominam pobyt bardzo dobrze. Super rok. Szczególnie że mogłem występować w drużynie z Remikiem Jezierskim. Fajnie to wszystko się układało. Szkoda jednak tego finału. Na koniec byłby fajny sukces, jednak zabrakło szczęścia. Niestety taka jest piłka.
W finale zlekceważyliście rywala czy może baliście się przegrać, zjadła was presją?
Wystąpiłem w finale i wielu zawodników nie poznawałem. Graliśmy na Stadionie Narodowym. Ranga tego meczu ich psychicznie przygniotła. Cały stadion ludzi – kilkadziesiąt tysięcy na trybunach. Byliśmy faworytem i nie zagraliśmy tego, co w poprzednich meczach. Po drodze, tak jak wspominałem, ograliśmy Maccabi Tel Aviv czy grające w Lidze Mistrzów Maccabi Haifa. W ostatnim pojedynku nie udźwignęliśmy tego ciężaru.
Szkoda, ale dużo czasu minęło, także rany chyba zdążyły się zagoić.
No na pewno tak. To już historia. To było 20 lat temu 🙂
Remigiusz Jezierski wspominał, że mimo niespokojnego czasu w Izraelu czuł się nawet bezpieczniej niż w Polsce. Nikt nie kradł, można było zostawić portfel na plaży bez opieki.
Pewnie tak było. To był fajny czas. Najpierw trening, później można było udać się na plażę wypoczywać. Naprawdę miły okres. Bardzo dobrze go wspominam.
Hapoel trenował wówczas Michael Kadosh z Izraela.
Niestety już nieżyjący. Kilka lat temu niestety zmarł.
Trenował drużyny tylko w swoim kraju. Znacznie różniło się jego podejście do szkolenia względem trenerów z naszego kraju w tamtym czasie?
Wielkich różnic nie było. Trening wyglądał podobnie. Pamiętam jednak, że ze względu na panujący klimat bardzo wcześnie rano odbywały się treningi. Nawet o 7-8 rano trzeba było iść na trening, bo po południu nie dało się po prostu trenować.
Mamy już październik, a Lech dopiero za jakiś czas zagra na wyjeździe z Hapoelem. Czy o tej porze roku nadal klimat może być problemem dla drużyny z Poznania?
W październiku już aż tak źle nie było, jak w miesiącach letnich. Na pewno ten klimat jest nieco inny niż w Polsce i trzeba będzie się zaadoptować.
Utrzymuje Pan kontakt ze znajomymi z Izraela?
Ostatnio spotkałem kolegę, który trenował drużynę Hapoelu Kfar Saba (Ofir Haim). Przyjechali na obóz do Polski. Wówczas pracowałem jako szkoleniowiec w Pogoni Siedlce. Nawet nie wiedziałem, że on tam trenuje. Miła niespodzianka i zaskoczenie. Aktualnie prowadzi reprezentację Izraela u19.
Pamiętam, że Hapoel grał niedawno ze Śląskiem Wrocław. Okazał się lepszy. Pierwszy mecz Wrocławianie wygrali, ale rewanż zadecydował, że nie udało się awansować do następnej rundy.
Rewanż był właśnie w Izraelu, gdzie Polacy dostali dość srogie lanie.
Na chwilę obecną Hapoel Beer Sheva to jest mocna drużyna i Lech nie będzie miał łatwej przeprawy.
Szanse 50 na 50.
Dokładnie tak
Czy według Pana Izrael maksymalnie wykorzystuje potencjał swojej piłki? Notują trzeci dobry sezon w pucharach. Znajdują się w rankingu UEFA przed Polską. Maccabi Haifa gra w Lidze Mistrzów. Czy jeszcze więcej mogą osiągnąć?
Jeśli chodzi o piłkę klubową, spisują się naprawdę nieźle. Co roku praktycznie grają w fazach grupowych rozgrywek europejskich. Natomiast gorzej z piłką reprezentacyjną. Ne pamiętam, żeby w ostatnich latach ich drużyna narodowa awansowała na dużą imprezę.
Wniosek jest taki, że są pieniądze w Izraelu. Sprowadzają sporo obcokrajowców, którzy prowadzą zespoły do sukcesów.
Zobaczymy jak to będzie w następnych latach.
Rozmawiał Arkadiusz Brzękowski